Piramidalny bzdet, średnio udany remake Indy'ego, za to w obsadzie z głośnymi nazwiskami. Niestety, przez pomyłkę w roli głównego bohatera obsadzono miotłę zamiast aktora. Ale to jakiś pociot Francisa Forda Coppoli, więc pewnie po znajomości wujcio go wkręcił.
Momentami, kiedy człowiek sobie myśli, że nawet znośnie się to ogląda, pojawia się kolejny idiotyzm, który obraża widza i psuje efekt. Nawet takie filmy powinny zachowywać minimum przyzwoitości logicznej.
Zawsze, kiedy oglądam fantasy, dziwię się, czy autorzy nie umieją niczego nakręcić bez kopiowania Tolkiena. Tutaj mam coś podobnego: już któryś raz, przy oglądaniu kolejnego "Indiany" zadaję sobie pytanie, czemu nie da się skręcić tego typu filmu bez małpowania trylogii...